wtędy

nazwijmy go ja. nie był to żaden szczególny człowiek, ani istota, po prostu ja. leżał na czymś, co przypominało krowę, choć kształt miało osobliwy, jakby 𐅨 z niewyraźnymi zarysami. patrząc w niebo, dostrzegał, że słońce z przegryzioną szyją zmieniało barwy na granatową i fioletową, jak fiołek w pustyni.

ja przypominał sobie sny, te o krokodylu, który snuł opowieści najeżonym fletem, i o bezgłowym drwalu-dyrygencie, co wiódł dźwięki jak sznury mrówek 彡┻︵ヘ. „czy to sen, czy jawa?” – zastanawiał się, patrząc, jak gęsiego pałac z kroków dłoni wije się przed nim, a dłoń-osa porusza się między płatkami przeszłości.

w środku każdego słowa krył się wąż. przebiegał on, a może falował, przez litery, które nie miały początku, jak ogon, który zawsze kończył się na końcu, chociaż żadnego początku nie było widać. ~ 。・。・・。, wzdychał, widząc, że wszystko się klei, jakby zakręcone 彡 wstęgi rzeczywistości i czasu.

kropla klaczy spadła z nieba, trafiając w ziemię, gdzie z rozdartym krzykiem zatrzymał się krawat pościgu. nagle, zza chmury, wyłoniła się nagi szczur, który jak karaluch wtoczył się do worka kiełbasy. wszystko to miało swój rytm, jakby dyrygowane przez coś ukrytego, coś ukrytego w lustrze.

niebo nad nim było błękitne, ale pełne kałuż, w których odbijały się twarze wszystkich, których ja znał, a może i tych, których nigdy nie spotkał. ヘヘヘ ⌓ – zaśmiał się, czując pod sobą kisielu scyzoryk gumowy, jakby wszystkie zmysły nagle się pomieszały. w tej chwili uzmysłowił sobie, że cały czas w satynowej bieliźnie szedł przez czeluść do prawdy wydepilowaną.

a potem nastąpiło to, co zawsze musi się zdarzyć. żelazny pierzyna nakryła go, tłumiąc śmiech. pająk z oczami jak sosny zwinięty w co?, przewrócił się na bok, by zobaczyć ostatnią kroplę krwi, spływającą po ścianie czasoprzestrzeni. kroczyła przed nim bez smyczy, a nagle ucho jej odpowiedziało: ”nazwijmy je ono.”

i tak ja patrzył, jak ono zanika, ukrywając się w lustrze, gdzie sutann stał się tylko cieniem, a rewolwer skulony wydał ostatni dźwięk żadną cząstką czasu. wszystko, co zostało, to krawiec w błękicie pustyni, z przegryzioną szyją słońca na nitce, co toczyła się w nieskończoność.

⋱⋱⋱⋱⋱⋱⋱⋱⋱⋱⋱⋱