była noc, gdy snu krokodyl wypełzał z gęstych mgieł, jego oczy jak sosny, puste, zielone, bez nadziei. słońce z przegryzioną szyją zawisło nad horyzontem, a piasek z lotników sypał się na ziemię, formując pustyni stromy fiołek, który kroczył w błękicie kałuż. wszystko się klei, powiedział nagi człowiek z nożem w dłoni, najeżony flet dudnił gdzieś w oddali, a może to był tylko wąż, który przebiegał przez krew na piasku, pozostawiając ślad, który zniknął zanim ktokolwiek zdążył go zauważyć.
nazwijmy go ja, choć on tu rządził, krocząc po wyludnionych ulicach, gdzie leżała krowa, jej ciało skąpane w ciszy, która miała żadnego początku, ani końca. słowa z ręką na sercu zniknęły w mroku, a krok po kroku zanikał sens, aż pozostało tylko echo: 𐅨, 𐅀, 𐅜 𐅍.
guzik mógł otworzyć drzwi do snu, lecz zacięło się wszystko, nic nie działało jak powinno, jak kisielu scyzoryk gumowy, który zamiast kroić, tylko się giął, bezcelowo. kropla klacz, dłoni osa – słowa nabierały nowych kształtów, tak jak sutann, które falowały w rytmie pająka mającego oczy jak sosny. w jego sieci splątane były marzenia, zwinięte w co? w gęsiego pałac, który się wije i nie daje spokoju, aż człowiek, który miał tylko nazwę, staje się częścią tej fantazji.
bez początku, bez końca, jak bezgłowy drwal dyrygent, prowadził niewidzialną orkiestrę, gdzie granatowy gałęzi krawiec przyszywał nić do niemożliwego, a żelazny pierzyna spadał na barki każdego, kto próbował uciec od rzeczywistości. w środku każdego słowa kryła się przepaść, którą oświetlały światełka, drobne, jak śnieg padający na nagie ciało, odsłaniając to, co nie powinno być widziane.
a jednak, mimo wszystko, krople krwi spływały w dół, w satynowej bieliźnie karaluch przebiegał przez piasek, zostawiając za sobą ślad, który znikał tak szybko, jak się pojawiał. 彡┻︵ヘ.
nie wszędzie gęsty, nie wszędzie jasny, ślad zanikał, pozostawiając po sobie tylko echo, pustkę, czeluść do prawdy wydepilowaną, aż wszyscy zapomnieli, co tu się wydarzyło. tylko on, ten, który był nagi, ten, który miał fal wiele, stał w środku tego wszystkiego, nietknięty przez czas, przez miejsce, przez cokolwiek, co mogłoby zdefiniować jego istnienie.
na końcu, został tylko on i jego milczenie. 彡┻︵ヘ.