wtędy

był wieczór, gdy wąska droga wiejska pełna zakrętów wiodła go przez gęsty las. w tym zakręcie, gdzie wiatr szarpał gałęziami, a światło bez pozwolenia przemykało między drzewami, nagle zobaczył coś niezwykłego. w cieniu drzew, które wydawały się stężone w czerń, leżał rozlany kikut, jakby ktoś przeciął coś istotnego, a jego końcówki porzucono na uboczu.

zatrzymał się, bo coś w tej scenerii przyciągnęło jego uwagę. może to były ptaszące słowa, które odbijały się echem między drzewami, a może cierpka mogła, która unosiła się w powietrzu, wywołując uczucie, jakby czas zwolnił bieg. nagle przypomniał sobie słowa starca, który mówił mu, że w tych lasach tkwią wymarłe okoliczności, rzeczy, które wydarzyły się, ale nigdy się nie skończyły.

spojrzał na swoje dłonie, drżące jak poplątane wiosło na wzburzonym morzu, i poczuł, jak rana w puszce oleju, stara i zapomniana, nagle zaczyna krwawić na nowo. w jego głowie pojawił się obraz słońca z przegryzioną szyją, które niegdyś widział na obrazie. to wspomnienie było jak uśmiech bez zdjęcia – coś, co istniało, ale czego nigdy nie udało się uchwycić w pełni.

idąc dalej, czuł na sobie krawat pościgu, jakby coś niewidzialnego zmuszało go do ruchu, do szukania czegoś, czego sam nie rozumiał. w tej dziwnej atmosferze pojawiła się myśl – miłość na wagę. czy to wszystko, co teraz czuł, było tylko częścią większej całości, miłości, której sens wymykał się zrozumieniu? może te postaci stężone w czerń miały odpowiedzi, ale one milczały, tak jak milczał wół, który krył w sobie 13-letnią tajemnicę.

nagle usłyszał trzask – to okno zamknięta drabina otworzyła się w jego umyśle. pojawiła się wizja – piasek z lotników, który unosił się nad pustynią, tworząc dziwne wzory na niebie. a tam, pośrodku, widział dobraną parę, uśmiechniętych ludzi, którzy jednak byli tylko cieniem przeszłości. pomyślał wtedy o guzikach – guzik mógł trzymać wszystko na miejscu, ale wystarczy, że jeden odpadnie, a całość się rozpadnie.

idąc dalej, czuł, jak tamte usta, te, które kiedyś całował, nagle stają się realne, choć wiedział, że to tylko iluzja. droga prowadziła go dalej, przez kilometry pośladków, przez wspomnienia, które nie były wytarte, a które nadal w nim tkwiły, jak nierozwiązane zagadki. pomyślał, że ujdzie w tłumie, że to wszystko jest tylko snem, który zaraz się skończy.

ale wyrzucone słowo unosi kamienne powieki – ta myśl nie dawała mu spokoju. czuł, że to niedokończone jest figurą życia, że coś w nim pozostało, czego nie rozumiał. każdy urywek z urywku wywołuje całość, tak jakby jego życie składało się z niekończącej się serii fragmentów, które nigdy nie były kompletne.

i wtedy to się stało – zerwanie z czasem w najważniejszym momencie, który w ten sposób się stanie. wiedział, że nie może tego zatrzymać. to była chwila, w której po ścięciu głowy, zostały mu tylko dwa palce, które teraz trzymały jego przeznaczenie.

spojrzał na drzewa, na las, który zdawał się oddychać razem z nim. w tej chwili, wiedział, że każdej z was ośmiu dam po wszystkim – te słowa, które niegdyś padły, teraz miały sens. tylko on wiedział, co naprawdę się wydarzyło